Powrót do Realpolitik -czyli Niemcy gwałtownie poszukują partnera w Polsce
Krzysztof Tokarz
/23.01.2017/ Spotkanie Angeli Merkel z Jarosławem Kaczyńskim może doprowadzić do
"pragmatycznego postępu" we wzajemnych relacjach polsko-niemieckich – pisał dziennik
"Frankfurter Allgemeine Zeitung". To oczywiście z planami przyjazdu pani kanclerz
Niemiec w przyszłym miesiącu do Polski.
Tekst w FAZ sugeruje, że to "Polska poszukuje partnera”, a nawet pada pytanie czy
powstanie nowa oś w Europie?. Korespondent "FAZ" Konrad Schuller wypomina Kaczyńskiemu,
że ten w przeszłości wielokrotnie krytykował Merkel. W 2011 roku zarzucał jej, że
za pomocą "osi z Moskwą" chce zmusić Polskę do uległości, a objęcie przez Niemkę
ze Wschodu urzędu kanclerza "nie jest przypadkiem". "Pytany, czy ma na myśli Stasi
(wschodnioniemiecką służbę bezpieczeństwa), odpowiedział tylko 'zostawmy to'" - czytamy
na łamach "FAZ". Jednocześnie warszawski korespondent FAZ przypomina, że Jarosław
Kaczyński wyciąga rękę do Merkel łagodząc swoją wcześniejszą krytykę. Przypomniano
słowa lidera PiSu, że to bardzo dobrze gdyby Angela Merkel znów została kanclerzem
RFN. Niemiecka gazeta próbuje stworzyć pozory, że ta nagła zmiana otoczenia międzynarodowego
popycha Polskę w objęcia Berlina. A to dlatego, że prezydentem USA został znienawidzony
przez lewicujących Niemców Donald Trump. A to dlatego, że partner Polski Wielka Brytania
wychodzi z Unii. No i rzekomo ani Polska, ani pozostałe kraje regionu Europy Środkowo
Wschodniej nie mają innego wyjścia, bo przecież we Francji kandydaci na prezydenta
Marine Le Pen i Francois Fillon wysyłają całuski w kierunku Rosji" „czytamy w "FAZ".
"Kto zostaje więc poza Niemcami?" - retorycznie pyta Konrad Schuller. Po czym tradycyjna
szpila niemieckiego dziennikarza pod adresem nielubianej partii "Nawet najwierniejszym
wyznawcom prezesa zaczyna zapewne świtać, że historia z 'osią z Moskwą' jest bajką".
I dalej: "W jego partii wielu pragnie (współpracy) z Berlinem" – stwierdza niemiecki
dziennikarz. Potem przychodzi jednak dość trzeźwa refleksja.
„Niemcy także poszukują obecnie partnera. Niemcom nie podoba się postępowanie Kaczyńskiego
z Trybunałem Konstytucyjnym ani też odmowa Warszawy przyjęcia uchodźców”. Dziennikarz
FAZ snuje ponadto hipotezę, że Polska mogłaby być "kotwicą". Nasz kraj jest znacznie
większy od Węgier i Czech, Słowacji czy krajów bałtyckich. To jasne dlla każdego
obserwatora stosunków polsko-niemieckich, że Polska ma rząd, który szczególnie Berlinowi
się nie podoba! Ale jak przyznaje „Frankfurter Allgemeine Zeitung” „jest stabilny".
Trudno też zasłonić -pyskówkami, dąsami i ruganiem przez niemieckich polityków Warszawy-
faktu, że handel polsko-niemiecki ma się znakomicie. Oraz to, że Warszawa chce wprawdzie
reform, lecz opowiada się za dalszym istnieniem Unii Europejskiej. W dobie Brexiutu,
wizji kolejnych referendów, wcale nie jest bez znaczenia.
Jak na profesjonalną analizę przystało- dziennikarz „Frankfurter Allgemeine Zeitung”
pisze o powrocie do niemieckiej Realpolitik i niemieckich interesach w całym regionie:
"W Berlinie wiadomo, że jeśli chce się zmobilizować Europę, trzeba zabrać ze sobą
Polskę, niezależnie od Kaczyńskiego" - pisze Schuller. "Rząd w Berlinie pracuje w związku
z tym nad złagodzeniem punktów spornych" - wyjaśnia autor”. Koniec cytatu.
Powrót do twardej rzeczywistości sprawia, że nikt dziś nie może wykluczyć zacieśniania
więzów pomiędzy Warszawą a Berlinem. Niemieccy politycy coraz rzadziej udają besserwisserów
i nauczycieli „demokracji” dla Polaków, w rzeczywistości dając upust swoim niechęciom,
kompleksom, nacjonalizmowi, wreszcie braku rzetelnej wiedzy. Zaczynają jednak coraz
bardziej pragmatycznie podchodzić do wspólnych celów jakie mają przed sobą Polacy
i Niemcy. Nie można się zgodzić z opinią, że polsko -niemiecka „wojna” o gazociąg
Nord Stream została zakończona. Ale można się zgodzić z tezą lansowaną w FAZ, że
nawet ten konflikt stracił na znaczeniu, gdyż Polsce po zbudowaniu terminalu w Świnoujściu
nie grozi już szantaż ze strony Moskwy.
Ciekawa jest też opinia, że w kwestii uchodźców Berlin i Warszawa także rozpoczęły
"rozbrajanie min". Niemcy i kraje z Europy Południowej zrezygnowały z domagania się
rozdziału imigrantów, „a kraje Europy Środkowo-Wschodniej uznały swoją odpowiedzialność
za rozwiązanie problemu”- pisał FAZ. Tak naprawdę chodzi też o to, że same Niemcy
wycofały się z wcześniejszej fatalnej polityki wobec imigrantów z krajów arabskich.
To właśnie Berlin popełnił katastrofalne w skutkach błędy, których konsekwencje
ponosi teraz cała Unia Europejska. Wprawdzie Merkel redukuje wypaczenia z wcześniejszego,
chaotycznego, dzikiego okresu jej polityki, lecz nie potrafi się przyznać do błędu...
Najważniejsze jest jednakt to, że rząd Merkel mocno skorygował patologiczne żądania
takie jak: przymusowego rozdziału, sam wysyła samolotami imigrantów do kraju ich
pochodzenia. Nawet jak nie mówi tego wprost, Berlin wykonuje kroki o jakie już od
dłuższego czasu postulowali ci którzy chcieli rozsądnej i merytorycznej pomocy rzeczywistym
uchodźcom, a nie propagandy wyborczej obliczonej na pozyskanie sympatii lewicowego
elektoratu.
Między innymi o tych kwestiach zapewne niemiecka kanclerz będzie rozmawiała z Kaczyńskim.
FAZ wyraża nawet nadzieję, że podczas spotkania może „dojdzie do 'rebootu' (ponownego
startu)”. Dziennik wprost przyznaje, że niemiecką stronę zadowolą odpowiednio wysokie
kwoty pieniędzy, jakie Warszawa będzie chciała przeznaczyć na wprowadzenie swoich
słów w czyn. „Pragmatyczny postęp jest jednak możliwy" - pisze w konkluzji korespondent
"FAZ". To teraz przynajmniej wiemy mniej więcej, czego tak naprawdę Merkel chce w
zamian, aby doszło do ponownego restartu. Ale co Polska dostanie za spełnienie niemieckich
żądań? To nie jest jednokierunkowa droga - korzyści tylko dla Niemiec- a my mamy
tylko pozycje „wpłacamy”. Warto byłoby uzyskać od Merkel zapewnienie o wstrzymaniu
budowy kolejnych nitek gazociągu z Rosji. Poza tym przy tej okazji ( skoro Niemcy
czegoś od nas chcą) – warto zacząć wreszcie rozmowy o przywróceniu statusu mniejszości
polskiej, jakie ta miała do czasu panowania Adolfa Hitlera. To dobry moment i znakomita
okazja,aby przedstawić i naszą listę oczekiwań, tak amo jak to zrobi zapewne kanclerz
Niemiec.
W międzynarodowej polityce nie ma nic za darmo. My musimy się liczyć z ustępstwami
na rzecz Niemiec, czy nawet koniecznymi wpłatami oczekiwanymi przez Berlin, tak jak
w wypadku polityki wobec imigrantów, lecz mamy takie samo prawo zażądać coś w zamian.
Samo poklepanie po plecach, czy zadowolenie się pochwalnymi tekstami w niemieckich
gazetach – to już nie te czasy, kiedy to wystarczyło. Kanclerz przyjedzie z konkretnymi
oczekiwaniami, my powinniśmy być elastyczni, gotowi do negocjacji. Ale wolno nam
uprawiać strusiej polityki i chować głowę w piasek, kiedy przychodzi zadbać o własne
interesy. Berlin nigdy nie będzie mógł bez Polski mieć stabilnej sytuacji w Europie
Środkowowschodniej. Nawet jeśli będzie próbował to robić ponad naszymi głowami,
co wielokrotnie „trenował” w przypadku relacji z Rosją - to i tak nie będzie w stanie
wykorzystać pełnej mocy, w przypadku niechętnej Warszawy. Aby odzyskać utraconą pozycję
w krajach Europy Środkowowschodniej Niemcy nie mają wyjścia. Potrzebują Warszawy.
Nawet dla najzacieklejszego fanatyka w Berlinie jest już chyba jasne, że obecny
polski rząd ma stabilną większość i trzeba będzie się z nim układać przez wiele lat.
Wizyta Merkel to szansa na restart we wzajemnych relacjach. Sukces Realpolitik i
unormowanie międzypaństwowych stosunków będzie dobrze służyło wszystkim: Polakom,regionowi
Środkowej Europy, Unii Europejskiej, a wreszcie przede wszystkim samym Niemcom.
Źródło: http://fakty.interia.pl, Frankfurter Allgemeine Zeitung