Mocna recenzja widza filmu „Wołyń” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego
Byłam, widziałam, przeżyłam „Wołyń”
Ewa Kołodziejczyk
/ 13.10.2016 / O rzezi wołyńskiej słyszałam na historii, potem co nieco czytałam na ten temat. Nie byłam jednak świadoma, jak wyglądało to naprawdę. Film Wojciecha Smarzowskiego otworzył mi oczy. Pokazał, do czego naprawdę byli zdolni ukraińscy bandyci, których trudno nazwać ludźmi.
Akcja filmu rozpoczyna się wesołą sceną wesela w jednej z kresowych wsi zamieszkałej przez Polaków, Ukraińców i Żydów. Polka wychodzi za mąż za Ukraińca. Bawią się tam wszyscy, niezależnie od narodowości. Na pozór sielanka, jednak im dłużej trwa impreza, im więcej leje się wódki, tym głośniej słychać wyrażane przez Ukraińców niezadowolenie, ubliżanie bogatym „Lachom”, którym dobrze się powodzi.
Główną bohaterką jest Zosia Głowacka (Michalina Łobacz), siostra panny młodej, zakochana w Petro, młodym Ukraińcu. Nie dane jednak im być razem, bo ojciec Zosi postanawia wydać ją za wdowca z dwójką dzieci – Macieja Skibę. Dziewczyna wkrótce rodzi dziecko, które z biegiem czasu coraz bardziej upodabnia się do Petro...
Losy dziewczyny śledzimy w napięciu. Wraz z nią przeżywamy nieszczęśliwą miłość. Ale te wydarzenia są tylko tłem, a Zosia jest młodą, niewinną dziewczyną, która w żaden sposób nie zasłużyła na los, który ją spotkał. A doświadczyła potworności, kiedy na Wołyniu zaczęło się piekło zgotowane przez ukraińskich sąsiadów. Walcząc o życie swoje i swojego małego synka z młodej, pięknej, pełnej życia dziewczyny przeistacza się w żywego trupa. Ale trudno się dziwić, po tym czego doświadczyła. Bo Ukraińscy nacjonaliści nie oszczędzali nikogo. Zwłaszcza polskich kobiet i dzieci. Bestialskie gwałty, mordy, rozłupywanie głów siekierami, zdzieranie skóry z żywego człowieka, rozrywanie przez dwa prowadzone w przeciwnych kierunkach konie, rozcinanie nożem brzuchów ciężarnym kobietom, przybijanie żywcem do drzwi – to tylko nieliczne sceny z filmu. To tylko jedne z licznych wydarzeń, których doświadczyła lub które widziała na własne oczy młodziutka Zosia. Mnie jako widzowi trudno było to sobie nawet wyobrazić, a co dopiero przeżyć. Okrucieństwo upowskich band po prostu wbiło mnie w fotel. Trudno się dziwić, że Polacy organizowali tzw. akcje odwetowe, czego Smarzowski nie ukrywa. Oni również odwdzięczali się tym samym. Ale oglądając ten film, nie miałam im tego za złe. Oni widzieli w jakich strasznych męczarniach ginęły ich dzieci, żony matki... Widzieli co robili z nimi upowcy. Widzieli wrzucane do ognia dzieci, wydłubywane oczy, gęsto ścielące się trupy. Tego żaden człowiek nie byłby w stanie znieść.
Smarzowski w swoim dziele nie skupił się jednak tylko na pokazaniu ukraińskich bestii.
Pokazał też ludzkie oblicze niektórych ukraińskich sąsiadów, czego dowodem była chociażby
scena, w której Ukrainiec z siekierą odwraca się od młodej “Laszki”, udając, że jej
nie widzi, podczas gdy jego współbracia mordowali wszystkich wokół. Ten sam Ukrainiec
na rękach wynosi później Polkę z pola pełnego trupów. Czy sytuacja kiedy Zosia, uciekając
przed sąsiadami-
Co ciekawe, „Wołyń” w innym świetle ukazuje też Niemców. Dość znamienna jest scena, w której Zosia, uciekając przed ukraińską bandą, maszeruje wraz z niemiecką armią. W końcu jeden z żołnierzy wskazuje jej drogę ucieczki. Chociaż pokazana jest też i druga strona medalu – Niemcy, którzy bez skrupułów rozstrzeliwali Żydów.
Na ogromną pochwałę zasługuje też dbałość o szczegóły – Smarzowski nie tylko bardzo dokładnie odtworzył historię i przedstawił ją w rzetelny sposób, ale zadbał też o to, by pokazać kresowy folklor i zwyczaje.
Film jest mocny, bo taki musiał być. Jest okrutny, bo prawda jest okrutna. I moim zdaniem „Wołyń” powinien obejrzeć każdy Polak i Polka.