POLITYKA   Komentator. Europa-Niemcy-Polska  
reklama
reklama
reklama
29022012 Image Banner 300 x 100

Czy Berlin przez Kijów będzie kupował czas?

Krzysztof Tokarz


/06.02.2014/ Berlin wobec sytuacji na Ukrainie zachowuje spokój. Bacznie śledzi wydarzenia, które mają miejsce w Kijowie i innych ukraińskich miastach. Tym razem Berlin wyraźnie inaczej się zachowuje niż pod rządami Gerharda Schroedera w czasie Pomarańczowej Rewolucji. W kolejnych krokach Berlina wobec Kijowa widać, że Merkel ma o wiele większy dystans do Putina i Moskwy niż miał jej socjaldemokratyczny poprzednik. Nie przez przypadek, w kontekście tego co dzieje się na Ukrainie, wymieniany jest nie kto inny jak Władimir Putin i wielkomocarstwowe zapędy Moskwy. Niemcy czyniąc kroki w polityce wobec Kijowa, ciągle spoglądają w kierunku Moskwy, którą uważają za czołowego gracza w tamtym rejonie. Podejrzewają Rosję – chyba nie bezpodstawnie - że ta, mimo zapewnień swojego przywódcy, „miesza się w to, co dzieje się na Ukrainie”. W niemieckich mediach pojawiały się i takie głosy niemieckich polityków jak ten: „Jest nie do przyjęcia, że za dwa tygodnie sportowcy i prasa z całego świata będą gościli na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi, a w sąsiednim kraju giną na demonstracjach ludzie”. To słowa niemieckiego polityka Markusa Ferbera (CSU) ”.  

Rząd Niemiec potępił brutalne postępowanie sił bezpieczeństwa wobec demonstrantów w Kijowie. Szef niemieckiej dyplomacji wezwał na rozmowę ambasadora Ukrainy w Berlinie Pawła Klimkina.

„Ogromną sympatią darzymy przeważającą większość demonstrantów, którzy w pokojowy sposób domagają się respektowania ich praw” – powiedział rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert. „Nie ulega jednak wątpliwości, że są także demonstranci gotowi do użycia przemocy”, dodał. Postępowanie ukraińskich władz wobec demonstrantów skrytykowała sama niemiecka kanclerz. Dała wyraz swojej dezaprobacie wobec brutalnych działań w rozmowie telefonicznej  z prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem. Również podejrzewany „o nachylenie ku Rosji” obecny minister spraw zagranicznych RFN, Frank-Walter Steinmeier z SPD, wyraził swoje zaniepokojenie wobec tego, co robią władze w Kijowie ze swoimi obywatelami na Majdanie.

Jednocześnie też widać bezradność Berlina wobec sytuacji za polską wschodnią granicą. Niemieckie media nie piszą wprost o bezradności Berlina lecz o niemocy i braku pomysłu Brukseli i Unii Europejskiej. Jedną z propozycji uspokojenia konfliktu były ewentualne sankcje. Ale niemiecka kanclerz wyraziła swój sprzeciw wobec pomysłu nakładania kolejnych sankcji na Ukrainę, Janukowicza i ludzi z jego otoczenia, odpowiedzialnych za brutalne rozprawy z opozycją i protestującymi. Jeden z najbardziej wpływowych dzienników „Frankfurter Allgemeine Zeitung” pisał, że również przywódcy opozycji, tacy jak Witalij Kliczko, Arsenij Jazenjuk, Ołeh Tiahnybok i inni przywódcy ugrupowań wrogich Janukowiczowi, nie mają pomysłu co dalej z Ukrainą. Nie tylko co dalej z Majdanem i protestami, ale w jakim kierunku powinna podążać Ukraina. Po niemieckiej stronie podkreśla się, że przywódcy opozycji nie potrafią nakreślić celu. Jednocześnie część niemieckich ekspertów i publicystów po cichu przyznaje, że nie tylko ukraińscy liderzy opozycji, ale sama Unia Europejska i jej instytucje, które jedynie posyłają na Ukrainę swoich emisariuszy, przekazują wezwania do tego, aby obie strony wstrzymały się od używania przemocy, krytykując przy tym „rosyjską imperialną politykę wobec Ukrainy”. Niemcy przyznają, że ponad „dobre rady” nie mają tak naprawdę żadnego pomysłu ani konkretnej propozycji dla walczących na Majdanie demonstrantów. Wolfgang Templin, szef warszawskiego przedstawicielstwa Fundacji Bölla,  reakcję pełnomocnika rządu RFN ds. krajów WNP na wydarzenia na Ukrainie uznał za niewystarczająco mocną. Sam Templin opowiedział się za zastosowaniem wobec rządu Janukowicza sankcji. To jest takich sankcji, które nie dotknęłyby zwykłych Ukraińców, a wybranych przedstawicieli rządu Janukowicza jak i jego samego. A tu Unia Europejska posiada szereg instrumentów. Mogłaby wydać zakaz wjazdu na teren Unii, czy zablokować posiadane przez ukraińskich oficjeli konta w zachodnich bankach. Jednak – jak wiemy - przeciwko takiemu rozwiązaniu opowiedziała się Angela Merkel. Być może szefowa wszystkich Niemców obawia się, że gdyby zdecydowano się na taki krok wobec władz Ukrainy, zarówno Niemcy jak i Bruksela straciłyby ostatecznie możliwość wpływania na to, co robi prezydent Ukrainy, a kraj zostałyby ostatecznie wepchnięte w ramiona Moskwy. Z kolei szef przedstawicielstwa w Warszawie Fundacji im Eberta, Knut Dethlefsen, był bardziej ostrożny. Wspominana fundacja jest powiązana z SPD, a socjaldemokraci zawsze patrzyli przychylnym okiem na Moskwę i liczyli się z tym, czego chce Władimir Putin. Nie kto inny jak były przywódca SPD i kanclerz Gerhard Schroeder jest uosobieniem takiej właśnie prorosyjskiej postawy w Niemczech i myślenia o Rosji putinowskiej.  

Jest jeszcze inny element, który zdecydowanie różni polską i niemiecką optykę patrzenia na to, co dzieje się na Ukrainie. O ile w Polsce niemal niezauważona lub usprawiedliwiana jest siłowa akcja demonstrujących, o tyle w Niemczech już tak nie jest. Oczywiście również za zachodnią granicą za głównego winowajcę zajść uważa się prezydenta Janukowicza, to jednak niemieckie media z niepokojem piszą „o agresywnych demonstrantach”.

Chociaż powoływano się na ukraińskiego pisarza Andrieja Kurkowa, który obawiał się rozpadu Ukrainy i tego, że wschodnia i południowa część Ukrainy stanie się protektoratem Rosji,to jednak wyraźnie nie dawano temu zbytniej wiary. Raczej traktowano katastroficzne wizje roztaczane przez Kurkowa jako mało realną, graniczącą z political fiction, możliwość.

Wydarzenia na Ukrainie stały się kolejnym argumentem za tym, że dobrze się stało, że to państwo nie zostało przyjęte lub przybliżone poprzez stowarzyszenie z Unią Europejską. We „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, odnosząc się do zaistniałej sytuacji, dowodzono, że „nie ma drogi na skróty”, aby osiągnąć członkostwo w zachodnim klubie bogaczy. Najpierw musi powstać społeczeństwo obywatelskie, państwo prawa, muszą mieć miejsce naprawdę wolne wybory. Te wymagania były kierowane właśnie pod adresem Ukrainy.

Co ciekawe, odnośnie tego co dzieje się na Ukrainie, ton w Niemczech był raczej pesymistyczny. Nie brakowało retoryki sugerującej, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli i to kontroli nie tylko Janukowicza, ale Unii Europejskiej. Na przykład w „Die Welt” stwierdza, że „powstańcy” we Lwowie poszli o krok dalej niż ich koledzy z Kijowa. W komentarzu napisano, że wydarzenia we Lwowie przypominały te z Kijowa. Zarówno tu, jak i tam powstawały barykady w centrum miast. To jednak, według niemieckiej gazety, „spirala w Lemberg” /Lwów/ rozkręciła się bardziej. W tym mieście demonstranci nie tylko szturmowali budynki rządowe, ale wymuszali odejście nielubianego gubernatora Olega Salo. Już samo tłumaczenie słowa „Aufständischen” - „powstańcy” wiele mówi niemieckiemu odbiorcy. Jest znacznie mocniejsze w wymowie niż „demonstranci”. To już nie przypomina dawnego Majdanu z czasów Pomarańczowej Rewolucji, a bardziej to, co Niemcy widzą, oglądając zdjęcia z Syrii.

Wyraźnie też nie widać w Niemcach entuzjazmu co do przyszłości samej Ukrainy. Nie zmienili swojej wyczekującej pozycji nawet po tym, jak Janukowicz spełnił część postulatów demonstrujących i odwołał rząd Azarowa czy też wycofał się z ustaw, które doprowadziły do eskalacji. W wypowiedziach wielu niemieckich polityków i ekspertów raczej po raz kolejny dało się wyczuć niepewność i brak planów czy reakcji na ewentualne wydarzenia na Ukrainie. Wygląda więc na to, że niemieckie elity powoli zdają sobie sprawę, że ewentualna - ale wcale nie pewna - wygrana opozycji, nie musi oznaczać końca niemieckich problemów. Być może wygrana przeciwników Janukowicza będzie oznaczać początek nowych zmartwień Berlina. Bo co się stanie, kiedy zwycięska opozycja będzie naciskać na Berlin, aby jasno powiedział, czy popiera członkostwo Ukrainy w UE? Przecież nie będzie już kontrargumentu, że rządzi w tym kraju Janukowicz lub ktoś w jego stylu, lecz prozachodnia opozycja, którą to przecież zarówno UE, jak i Berlin popierają lub przynajmniej takie sprawiają wrażenie.

 Knut Dethlefsen powiedział, wobec tego, co dzieje się na Ukrainie, szczególną rolę do odegrania ma UE i jej wysłannicy. Padło tu nazwisko byłego polskiego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. On wraz z innym wysłannikiem UE, Patem Coxem, powinni dalej pracować na rzecz przywrócenia pokoju na Ukrainie. Ale czy tu jest miejsce dla współpracy  pomiędzy Polską a Niemcami? Wydarzenia, które obserwujemy, dają wynik negatywny. O ile ta polsko-niemiecka współpraca istnieje to tylko i wyłącznie za pośrednictwem Unii. Bo o bilateralnej, zakrojonej na szeroką skalę, współpracy Berlina i Warszawy w sprawie Ukrainy raczej trudno mówić. Partnerstwo Wschodnie czy polityka w ramach działań UE też nie zdały egzaminu. W tym wypadku każdy „ugrywał” swoje, jedynie zasłaniając się Brukselą lub „robił swoje” za jej plecami. Dochodzi do tego jeszcze różnica interesów Polski i Niemiec w relacjach z krajami takimi jak Ukraina czy Rosja. Niemcy pokazują, że póki co, muszą dbać o własny ekonomiczny i polityczny interes. Nie palą się do poparcia ewentualnego członkostwa - nawet po rewolucji Kijowa – w Unii Europejskiej. Nie chcą też zbyt ostro występować przeciwko Rosji, bo to by się przecież wiązało z ryzykiem ograniczenia własnego eksportu czy inwestycji na wschodzie. Niemcy mają tu zbyt wiele do stracenia. Jedyne, co teraz robi Berlin, to kupuje czas, licząc na to, że w końcu sytuacja się wykrystalizuje. Na co liczy Merkel? Pewnie na to, że gdy wygra Janukowicz, to ona dokręci mu śrubę. Zamknie mu bramę do UE, która de facto i tak była przymknięta. Może niemiecka kanclerz przychyli się do wprowadzenia sankcji wobec Kijowa, gdy na Ukrainie dojdzie do siłowych rozwiązań?  Może stąd bierze się jej obecna niechęć do tego, by zrobić to natychmiast, bo gdyby sytuacja jednak się zaostrzyła,nie miałaby co „dać”. A jak wygra Kliczko i jego kompani, też nie musi być łatwo. Berlin, chcąc nie chcąc, będzie musiał ich poprzeć. To nie pozostawi Putina niewzruszonym, a po zimowych igrzyskach w Soczi -nie będzie musiał się aż tak z zachodem cackać. Gdyby jednak opozycja wygrała i zgłosiłaby chęć wepchnięcia Ukrainy do zachodniej rodziny, Berlin może mieć kłopot. I to on będzie kupować wówczas czas.


Windows 8.1
03.01.14  Snieznobiala xperia za 1 pln na zime Image Banner 750 x 100